piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 3

Siedzieliśmy w milczeniu dobre 30 minut. nie przeszkadzało mi to , i jemu chyba też nie. Cisze między nami przerwał wibrujący w mojej kieszeni telefon.wstałam i odeszłam na bok. Dzwoniła Amanda. Westchnęłam cicho i odebrałam. Nie ukrywam, że średnio za nią przepadałam, ale cóż poradzić.Chciała mnie wyciągnąć na imprezę do Tomi'ego, ale nie miałam na to najmniejszej ochoty i sił. Odmówiłam, więc grzecznie i rozłączyłam się. Kiedy wracałam do ławki Nikodema nie było. Pewnie znudziło go czekanie i sobie poszedł. Usiadłam na ławeczkę i zamknęłam oczy. Po kilku minutach ktoś szturchnął mnie w ramię. To był Nikoś. Uśmiechnęłam się szeroko jak kretynka i zrobiłam mu miejsce. W jednej ręce trzymał watę cukrową a w drugiej żelki.
-Mam nadzieję, że lubisz- powiedział siadając i zaczął jak gdyby nigdy nic jeść watę. siedziałam jak zamurowana. Zrobiło mi się przez chwilę głupio, bo pomyślałam, że poszedł jak ostatni cham do domu. No nic, westchnęłam w duchu i zaczęłam jeść razem z nim. Nie siedzieliśmy długo sami. Po 15 minutach podeszło do nas kilku chłopaków i zaczęło się witać z niedawno poznanym chłopakiem. Uznali mnie chyba za jego nową dziewczynę, bo zaczęli zadawać dziwne pytania. Byłam jeszcze na tyle inteligentną osobą, by zrozumieć o co im chodzi. Nikodem raczej też zrozumiał, bo zaczął się z nich śmiać a potem kazał im spadać. Sądząc po ich minach nie bardzo się przejęli. Jedynie wyjęli po skręci dla każdego i poszli sobie śmiejąc się w najlepsze.
-przepraszam za nich to debile- mrukną i otworzył paczkę żelek. Po raz kolejny zapanowała cisza. 
Gdy zjedliśmy zawartość opakowania zaczął wiać silny nieprzyjemny wiatr. Niebo pokryły ciemne deszczowe chmury, a park opustoszał. Gdyby nie to że siedzieli tam oni nie byłoby żadnej żywej duszy. Powoli zaczęło padać, z nieba spadały duże krople deszczu mocząc wszystko dookoła. wystarczył moment, by rozpadało się na dobre. Z oddali dało się usłyszeć , że gdzieś jest burza. zaczęłam cicho odliczać. 4, 6,8,101,17  kilometrów od nas uderzył piorun. Z zamyślenia wyrwało mnie mocne szarpniecie za rękę.
Do domu jego babci dotarliśmy dosyć szybko, jednak cali mokrzy i wielce rozbawieni całą sytuacją. Jednak, gdy dostaliśmy ochrzan od mojej mamy mina nam zrzedła. Dostałam jakieś ciuchy bym się nie pochorowała i pojechałam do domu. Jednakże najpierw wymieliliśmy się z Nikodemem numerami telefonów. Obiecał, że napisze wieczorem, gdy babcia pójdzie spać i pomoże jej we wszystkim.

1 komentarz:

  1. Pięknie. Ja się boję burz! Oby napisał no i idę dalej! ;)

    OdpowiedzUsuń